czwartek, 20 kwietnia 2017

Litomyšl

Nie słyszeliście o Litomyśli, prawda? Ja też nie. Chciałbym napisać, że wybierałem się tam od dawna, ale byłoby to oszustwo. Do Litomyśli trafiłem niemal przypadkiem.

Polacy utożsamiają Czechy z Pragą. Nie posunąłbym się tak daleko, by powiedzieć, że Praga jest przereklamowana, ale w pewnym momencie osiąga się przecież przesyt jej wielkomiejskością. Poza stolicą jest w Czechach bardzo wiele innych miast, o których słyszeliście, a także to co w tym kraju polubiłem najbardziej - może nie zupełna prowincja, ale miasteczka, liczące po kilka-kilkanaście tysięcy mieszkańców, a kryjące perły architektury gotyku i renesansu.
Początek listy takich miejsc jest oczywisty, gdy sięgnie się po jakikolwiek przewodnik po Republice Czeskiej. Na początku będą na pewno Czeski Krumlow albo Kutna Hora. Dalej, jeśli źródło jest wyczerpujące, traficie jeszcze na południowomorawską Telcz czy popularny wśród Polaków Mikulov, a może nawet na Loket. I gdzieś w tej dalekiej kategorii znajdziecie też Litomyśl.

Nie wiem, czy Litomyśl umykała do tej pory tylko mojej uwadze, ale najwyraźniej nie, bo turystów mówiących innym językiem niż czeski prawie w ogóle tam nie widziałem. Zaskakujący jest ten brak popularności, bo położona od granic Polski raptem pięćdziesiąt kilometrów Litomyśl znana jest z renesansowego zamku wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a także jako miejsce urodzenia kompozytora Bedřicha Smetany. Poznana bliżej ujawnia jeszcze inne zaskakujące walory, jak nieco tajemnicze Portmoneum - niepozorny dom kryjący primitywistyczno-ekspresjonistyczne freski Josefa Vachala, czy ustawione w klasztornych ogrodach rzeźby Olbrama Zoubka.
Nie lubię opisywać tego, co pokazuję na zdjęciach, ale napisać chcę o tym, co niekoniecznie jest na nich od razu widoczne. Z jednej strony, w Litomyśli nie mogłem oprzeć się wspomnieniom z Telczy, wywołanymi głównie długim rynkiem otoczonym niewysokimi kamienicami, w podcieniach których można wędrować kryjąc się przed deszczem.

Druga rzecz, widoczna może nieco w ogólnej atmosferze zdjęć, to taka nie do końca uchwytna czeska atmosfera, która jest tu obecna, a brakuje jej w położonych też przecież w Republice Czeskiej miastach morawskich, np. w Mikulowie.

Wróciłem więc z Litomyśli przekonany, że - podobnie jak tym razem - Republika Czeska nie raz mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy, a największe szanse znalezienia tych pozytywnych zaskoczeń mam właśnie w bardziej zachodniej części kraju, we właściwych Czechach.