niedziela, 8 kwietnia 2018

Brașov / Kronstadt


Nie zawsze lubię przyjeżdżać z aparatem w znane mi już miejsca. Pierwszy wizyta w jakimś miejscu jest szczególna, oczy ma się otwarte szerzej, jest się bardziej otwartym na zaskoczenie, urok miejsca. Wracając, znając miejsce, siłą rzeczy robi się jakieś plany, myśli o powtórzeniu nieudanych kadrów - często kończy się to rozczarowaniem.

Braszów musiałem jednak odwiedzić ponownie. Trzy lata temu miał być dla mnie tylko przystankiem na trasie do Sighisoary. Przyjechałem wtedy późnym wieczorem, a na następny dzień miałem już zarezerwowany bilet i hotel. Nie planowałem wcale Braszowa zwiedzać, miałem przenocować i ruszyć w dalszą drogę, tymczasem szybko mnie oczarował. To zaskoczenie, które powinno przerodzić się w większą kreatywność, natychmiast zmieszało się z frustracją. Miasto okazało się fascynujące, różnorodne, ale musiałem fotografować i oglądać pod presją czasu, przemieszczać się szybko z miejsca na miejsce, robić zdjęcia w niekorzystnym świetle środka dnia. Owszem, ta presja pozwoliła mi może wyjść poza utarty sposób patrzenia, ale pozostawiła też niedosyt. Musiałem więc tam wrócić.
Tegoroczny powrót okazał się równie zaskakujący i nieoczywisty, jak pierwsza wizyta. Co zrozumiałe, odkryłem nowe miejsca, zaułki, o których nie miałem wcześniej pojęcia - jak choćby cerkiew greckokatolicką, położoną niedaleko Piata Sfatului, a ukrytą za fasadą zwykłych kamienic. Miałem więcej czasu, by eksplorować przestrzeń, wracać w te same miejsca w innych warunkach.

A jednocześnie Braszów, przy całym swoim uroku, okazał się bardzo nieoczywisty. Jak to właśnie przy powrotach jest, kadry, które w myślach planowałem, nie spełniły oczekiwań. Czasem oświetlenie budynków nie działało, czasem budynki nie stały tam gdzie powinny, żeby stworzyć idealną kompozycję, czasem naturalne światło nie układało się ciekawie na dachach. Wymarzone gotyckie wnętrze Czarnego Kościoła okazało się obwarowane zakazem fotografowania i chronione ochroniarzami o groźnych minach. Do realizacji niektórych zamierzeń wreszcie, wstyd przyznać, zabrakło determinacji.

Pokazuję więc Braszów ponownie. Myślę jednak, że najciekawsze może być porównanie ze zdjęciami z poprzedniej wizyty, robionymi w innych warunkach, innej porze roku, innym stanie umysłu.