czwartek, 31 grudnia 2015

Gdańsk


Jeśli ktoś śledzi ten blog, zauważył pewnie, że mniej ostatnio fotografuję, a jeszcze mniej piszę. Co więcej, zrobiło się monotonnie pod względem tematycznym - wszystkie zdjęcia to jakieś mniej lub bardziej egzotyczne miejsce, sfotografowane przy okazji wyjazdu.

To prawda - tak się ostatnio układa, że na fotografowaniu skupić się mogę wyłącznie, gdy wyjadę i odłożę na bok sprawy codzienne. Nie wiem, czy to widać w obrazie, ale w tej sytuacji gdy już wezmę aparat do ręki, sprawia mi to jeszcze więcej radości niż kiedyś.

Gdańsk - miasto znane mi z dzieciństwa i darzone niezmiennym sentymentem. Gotyckie budowle, wąskie uliczki, kamienice, a przede wszystkim woda, która zawsze dodaje fotogeniczności. Od dawna chciałem wybrać się tam fotograficznie i wreszcie mi się to udało. Spędziłem tam kilka bardzo miłych, choć przyznaję - mroźnych dni między świętami Bożego Narodzenia a Sylwestrem. Dni są krótkie, więc na poranne fotografowanie wstawałem później niż zazwyczaj.

Poranne fotografowanie okazało się zresztą być strzałem w dziesiątkę - w Gdańsku iluminacja budynków włączona jest całą noc, więc na nocne zdjęcia można wybrać się przed świtem. Fotografuje się wtedy znacznie swobodniej, bo ulice są niemal puste; można rozstawić statyw w miejscach zajętych później przez stragany czy ogródki kawiarniane.

Moje tegoroczne peregrynacje po Gdańsku ograniczyły się do najważniejszych atrakcji Głównego Miasta - trochę żałuję, że nie starczyło czasu i sił na inną twarz tego miasta, choćby stocznię i port. Brakuje mi też ożywienia tych zdjęć ludźmi, detalem, sytuacją, Ale niezależnie od tego, myślę że ten cykl stanowi godne fotograficzne zakończenie 2015 roku.



poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Sighișoara



Jak pisać o Sighisoarze, by uniknąć stereotypów? Jak ją fotografować? Transylwania, Drakula - te słowa-wytrychy muszą się pojawić przecież w każdym tekście o tym miejscu. A ja wcale nie chciałem podążać ani szlakiem postaci Drakuli-wampira, wykreowanej przez literaturę i film, ani historycznego Włada Palownika zwanego Draculą.

O tych smaczkach więc nie będzie. Pojechałem do Sighisoary, bo chciałem zobaczyć kolejne miasteczko, które oparło się zmianom urbanistycznym i zachowało swój dawny charakter. Chciałem poczuć atmosferę dawnych Austro-Wegier, estetykę i atmosferę, które odnajduję w też w małych miastach Czech, Moraw i Słowacji, miejscami na południu Polski, które mam gdzieś we krwi, ale których próżno szukać na mojej szerokości geograficznej.

Sighisoara nie rozczarowuje pod tym względem. Miasto naprawdę zatrzymuje na dłużej - i to nie tylko wąskimi uliczkami cytadeli, ale ciekawym wnętrzem kościołów, spokojną atmosferą cmentarza ewangelickiego, synagogą czy widokami z okolicznych wzgórz. Brukowane ulice, domy nie zawsze odnowione, pokryte patyną, dodają temu miejscu jeszcze więcej autentyczności. A jednocześnie jest to miasto żywe, tętniące tym życiem, wielokulturowością, zderzeniem wschodu z zachodem, czego tak u nas brak.

Cały czas myślę, jak wiele Wschodu oczekiwałem po Rumunii, a jak - ku memu zaskoczeniu - wiele Zachodu zobaczyłem; jak mało wiedziałem, jak słabo byłem przygotowany, a ile wiem teraz. Ale może właśnie dzięki temu zaskoczeniu otworzyłem szerzej oczy i utrwaliłem ciekawsze obrazy?

Zapraszam więc do obejrzenia zdjęć - jest ich dużo, więcej niż zazwyczaj, ale miejsce jest chyba tego warte.

I am in a huge debt to Daciana, a stranger in her own country, whom I met on a train travelling there. Even this short meeting and thoughtful conversation deepened and broadened my view and understanding of Romania - without that these photos would not be the same. Thank you!


sobota, 11 kwietnia 2015

Telč



Jak może zauważyliście, co roku wiosną pojawiają się tu zdjęcia z jakiegoś czeskiego miasta. Tym razem padło na Telč - miasteczko położone na południu Czeskiej Republiki, na pograniczu Czech i Moraw.

Telč kusi renesansową starówką wpisaną na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, z przepięknym długim rynkiem (Náměstí Zachariáše z Hradce) obudowanym kamienicami, których podcienia ciągną się przez dwieście metrów i renesansowym zamkiem - a to wszystko położone między otaczającymi Vnitřní Město z trzech stron stawami rybnymi. I po raz kolejny okazuje się, że miasto otoczone taką przeszkodą wodną zachowuje na przestrzeni wieków zabytkowy układ miejski - podobnie przecież jest w Czeskim Krumlowie czy w Lokti, gdzie starówka otoczona jest zakolem rzeki.

Fotografującym nie trzeba dodawać, że woda i mosty dodają miastu fotogeniczności, choć miejscami miasteczko odwrócone jest od wody plecami. Będąc na miejscu warto zrobić sobie też spacer poza historyczną starówkę - w sezonie można wejść na wieżę widokową, zwiedzić cmentarz żydowski, a także obejrzeć ekspozycję zabytków kolejnictwa umieszczoną w ciekawym nowoczesnym drewnianym pawilonie.

Ale nawet ograniczając się do ścisłego centrum Telczy (bo to jest ta Telč, nie ten Telč), uważny zwiedzający znajdzie też ciekawą ofertę dodatkową: spacer zabytkowymi podziemiami pod rynkiem, co najmniej dwie galerie sztuki, typowo czeskie gospody i kawiarnie czy park zamkowy. Właśnie te dodatkowe atrakcje pokazują, że miasto - inaczej niż odwiedzony rok temu Loket - cały czas rozwija się i największą świetność turystyczną ma pewnie jeszcze przed sobą.


PS. Dawno nie było tu kolorowych zdjęć, prawda?




niedziela, 15 lutego 2015

Kirkut Otwocki


Po kilku latach wróciłem z aparatem na otwocki kirkut w poszukiwaniu zmian - albo widocznych w tym szczególnym i trochę zapomnianym miejscu, albo przynajmniej w moim spojrzeniu na temat. 

Sam kirkut zmienił się niewiele, ale jego granice oznaczono rzędem kamieni. W okolicy pojawiły się też drogowskazy do niego. Wydaje mi się też, że postawiono do pionu kilka macew (choć pamięć może mnie tu mylić), a na pewno jakaś ręka odmalowała na czarno część inskrypcji na kamieniach.

Gdzieniegdzie dostrzec można wypalone niedawno znicze.

Przy okazji wycieczki zajrzałem też - na razie nie robiąc zdjęć - na drugi kirkut, położony w centrum Karczewa. Ten niestety ogrodzony jest wyraźnym płotem i zamknięty na klucz.