piątek, 27 lutego 2009

Złota Praga na czarnobiało


Pragę odwiedzam często. Tak często, że w pewnym momencie osiągnąłem przesyt i zacząłem ją świadomie omijać, nawet gdy droga wiodła tamtędy. I myślę, że był to ten moment, kiedy naprawdę ją poznałem, gdy przestał mnie fascynować Jej wygląd, a zaczęła osobowość. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, postanowiłem wrócić do niej i zrobić jej portret - taki osobisty i subiektywny, okraszony gdzieniegdzie właściwymi Czechom dystansem i ironią.


Wszystkie te zdjęcia zrobiłem w ciągu trzech dni. Pierwszego miałem dosłownie kilka godzin pomiędzy przylotem do Pragi a dalszą podróżą. W drodze powrotnej zarezerwowałem sobie hotel i na fotografowanie miałem pół soboty i pół niedzieli. Choć nie widać, działo się to zimą, na przełomie stycznia i lutego.

Tak się złożyło, że większość tych zdjęć robiłem będąc bardzo zmęczonym, przynajmniej na początku bez żadnego zapału. To jednak okazało się swego rodzaju katalizatorem: zacząłem fotografować mniej opierając się na intelekcie i technice, a bardziej na instynktowym postrzeganiu i odczuwaniu.

W efekcie powstał jeden z najlepszych cykli zdjęć, jakie zrobiłem w 2009 r. (piszę te słowa ponad rok później).