poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Sighișoara



Jak pisać o Sighisoarze, by uniknąć stereotypów? Jak ją fotografować? Transylwania, Drakula - te słowa-wytrychy muszą się pojawić przecież w każdym tekście o tym miejscu. A ja wcale nie chciałem podążać ani szlakiem postaci Drakuli-wampira, wykreowanej przez literaturę i film, ani historycznego Włada Palownika zwanego Draculą.

O tych smaczkach więc nie będzie. Pojechałem do Sighisoary, bo chciałem zobaczyć kolejne miasteczko, które oparło się zmianom urbanistycznym i zachowało swój dawny charakter. Chciałem poczuć atmosferę dawnych Austro-Wegier, estetykę i atmosferę, które odnajduję w też w małych miastach Czech, Moraw i Słowacji, miejscami na południu Polski, które mam gdzieś we krwi, ale których próżno szukać na mojej szerokości geograficznej.

Sighisoara nie rozczarowuje pod tym względem. Miasto naprawdę zatrzymuje na dłużej - i to nie tylko wąskimi uliczkami cytadeli, ale ciekawym wnętrzem kościołów, spokojną atmosferą cmentarza ewangelickiego, synagogą czy widokami z okolicznych wzgórz. Brukowane ulice, domy nie zawsze odnowione, pokryte patyną, dodają temu miejscu jeszcze więcej autentyczności. A jednocześnie jest to miasto żywe, tętniące tym życiem, wielokulturowością, zderzeniem wschodu z zachodem, czego tak u nas brak.

Cały czas myślę, jak wiele Wschodu oczekiwałem po Rumunii, a jak - ku memu zaskoczeniu - wiele Zachodu zobaczyłem; jak mało wiedziałem, jak słabo byłem przygotowany, a ile wiem teraz. Ale może właśnie dzięki temu zaskoczeniu otworzyłem szerzej oczy i utrwaliłem ciekawsze obrazy?

Zapraszam więc do obejrzenia zdjęć - jest ich dużo, więcej niż zazwyczaj, ale miejsce jest chyba tego warte.

I am in a huge debt to Daciana, a stranger in her own country, whom I met on a train travelling there. Even this short meeting and thoughtful conversation deepened and broadened my view and understanding of Romania - without that these photos would not be the same. Thank you!