niedziela, 17 marca 2013

A jeśli mostu nie ma?

Każdy kto oglądał Złoto dla zuchwałych na pewno pamięta, że most na pewno tam będzie. Wystarczy trochę wiary. Do wymarzonego kadru potrzeba było jeszcze wschodu słońca, mgieł i oczywiście pobudki o 4:30. Wschód zdarza się ponoć codziennie, o mgłach - za radą "Szajby" Sutherlanda - myślałem od dnia poprzedniego. Okazuje się, że z pozytywnym myśleniem też można przesadzić.

Świat - ten jaki znamy - na godzinę przed wschodem słońca nie istnieje. Nie dość, że kolory takie jakie wtedy widać na niebie, istnieją tylko wtedy, nie dość, że w tym oświetleniu zachwycić się można nawet Elektrociepłownią Siekierki (serio-serio! nawet miejsce i kadr mam na następny wschód), to z Warszawy da się wyjechać w ciągu dwudziestu minut, a po dalszej półgodzinie jazdy skręcać w rozjeżdżoną quadami leśną drogę, włączając reduktor.


Nawet oglądając wschód słońca kilka razy w roku nie umiem oswoić się z niezwykłością tego zjawiska. Dość powiedzieć, że czerwone promienie słońca, które pojawiły się we mgle - i to dokładnie tam, gdzie miały się pojawić w wymarzonym kadrze - wziąłem w pierwszej chwili za płomień ogniska czy pożaru. Szybkie klik-klik-klik rozstawianego statywu i ...już nie stoi. Tak, właśnie ta scena ze wspomnianego filmu przyszła mi na myśl, gdy opary mgły w ciągu dosłownie kilku sekund przesłoniły słońce, rzekę i nawet sam most.

Cóż, jest to co jest. Mglisty most. A mother-beautiful bridge. Mother-foggy bridge.